W skrócie: W moim poprzednim artykule opisałem swoje ostatnie przejścia. Dziś, chciałbym przeprowadzić Cię przez cały proces, który pozwolił mi stanąć na nogi i odzyskać sprawność – fizyczną, psychiczną i emocjonalną.
Szacowany czas czytania: 6 minut
Zacznijmy od początku. Jaki był powód kontuzji? Ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie miałem żadnego urazu fizycznego czy kontuzji. Jednak pomimo tego przez pierwsze 3 miesiące praktycznie nie byłem w stanie się poruszać.
Pisząc dziś ten artykuł, jestem już na końcu procesu rehabilitacji i z każdym kolejnym tygodniem czuje się coraz lepiej. Jeśli zaś chodzi o genezę urazu szyi, lędźwi, barku, kolana i stóp, myślę, że wynikało to z emocji, które tłumiłem w sobie przez pewien czas. Zapomniałem o sobie. O swoich potrzebach. O postawieniu siebie na pierwszym miejscu. Na szczęście, moją mądra podświadomość na swój sposób zadbała, abym się ocknął i obudził. Za co jestem jej bardzo wdzięczny.
Poniżej zamieszczam praktyki, które pozwoliły mi odzyskać zdrowie. Gdyby podobna sytuacja spotkała Ciebie, te narzędzia pomogą Ci przejść przez cały proces szybciej.
Swój proces podzieliłem na 6 faz.
Faza pierwsza była najtrudniejszym okresem. Całkowity paraliż szyi, który uniemożliwił mi przede wszystkim odpoczynek i sen. Nie byłem w stanie położyć głowy na poduszce bez bólu. Gdy próbowałem znaleźć jakąkolwiek pozycje, aby zasnąć, łzy napływały mi do oczu. Przez pierwsze 2 miesiące praktycznie nie spałem, a wiesz jak ważny jest sen dla regeneracji organizmu.
Tutaj możesz zobaczyć, jak moje wyniki z oury poleciały mocno w dół.
Spadek efektywności snu, spadek gotowości do działania, mega spadek HRV, czyli wskaźnika informującego o regeneracji układu nerwowego oraz podwyższona temperatura ciała.
W tym okresie 3 razy dziennie leżałem na macie igłowej przez 40-60 minut. Rano naświetlałem się światłem czerwonym i podczerwonym (red light teraphy) przez około 25 minut oraz codziennie rano i wieczorem stosowałem auto hipnozę do przyspieszenia procesu odzyskania ruchomości.
Nie byłem w stanie fizycznie się ruszać, ale w świecie wyobraźni, to co innego. Mózg nie widzi różnicy pomiędzy wyobrażeniem, a rzeczywistością. Niezależnie czy widzisz, słyszysz i czujesz coś, czy tylko sobie to wyobrażasz, w mózgu zostają aktywowane dokładnie te same ścieżki neuronowe. Co sprawia, że ciało wierzy, że przechodzi przez proces rehabilitacji.
Interesujące badanie na pianistach
Jednym z najbardziej zdumiewających odkryć w badaniach neurologicznych ostatnich lat był fakt, że aktywowane są te same sieci neuronalne i obszary mózgu, odpowiedzialne za nasze myśli, emocje i zachowania niezależnie, czy coś faktycznie robimy, czy tylko myślimy o robieniu tego.
W 1995 roku Alvaro Pascual-Leone profesor neurologii w Harvard Medical School, postanowili zbadać moc wyobraźni. Wraz ze współpracownikami zebrał grupę dorosłych wolontariuszy, z których żaden wcześniej nie potrafił grać na pianinie. Następnie przeskanowano ich mózgi przy pomocy obrazowania fMRI i podzielono na 3 grupy.
Grupa 1 – grupa pierwsza została umieszczona w pokoju fortepianem i intensywnie ćwiczyła przez 5 dni.
Grupa 2 – grupa druga została umieszczona w pokoju z fortepianem i po prostu znajdowała się w jego pobliżu.
Grupa 3 – grupa druga została umieszczona w pokoju z fortepianem i przez 5 dni wyobrażała sobie, że gra na pianinie.
Następnie przeprowadzono ponowne skany mózgów badanych.
W grupie 1 skany mózgu wykazały wyraźne zmiany strukturalne w obszarze mózgu związanym z ruchem palców.
W grupie 2, czyli osoby, które po prostu siedziały w tym samym pomieszczeniu, nic się nie zmieniło.
Za to w grupie 3 stało się coś niezwykłego… Skany mózgu wykazały wyraźne zmiany strukturalne w obszarze mózgu związanym z ruchem palców. Zgodnie z wynikami, struktura mózgu tych osób zmieniła się prawie tak wyraźnie, jak w grupie 1, która faktycznie praktykowała grę na pianinie.
Naukowcy doszli do wniosku, że najwyraźniej „siła wyobraźni” nie jest metaforą. Jest prawdziwa i ma fizyczny wpływ na strukturę mózgu.
Dlatego każdego dnia, rano i wieczorem poświęcałem 30 minut na auto hipnozę i procesy wizualizacji. W tym okresie nie działały na mnie żadne leki przeciwbólowe (nawet ketonal). Jedyne co mi delikatnie pomagało, były to olejki z medycznych konopi.
Faza druga to okres gdzie stopniowo wracałem do ruchu. Co 5-7 dni odwiedzałem mojego przyjaciela fizjoterapeutę @superfizjo, gdzie pracowaliśmy na tkankach głębokich, powięziach oraz przy użyciu akupunktury.
Raz w tygodniu widywałem się z terapeutą ruchowym @AdamKrygier, gdzie przechodziliśmy przez naukę wielu ruchów od zera. Tak, na tym etapie podniesienie ręki powyżej linii barku, było dla mnie nie lada wyczynem.
W tym okresie szyja bardzo, ale to bardzo powoli odpuszczała, jednak pojawiły się bardzo silne bóle w dolnym odcinku lędźwi. Następnie zaczęło boleć mnie lewe kolano i lewy bark.
Ten etap był ciężki. Bolało mnie całe ciało, które było sztywne i strasznie zmęczone. Dalej miałem problemy ze snem i regeneracją, w dodatku traciłem kolejne kilogramy. Byłem słaby fizycznie, co sprawiało, że w moim umyśle pojawiały się myśli: „A co jeśli mi tak zostanie? Nie wiadomo skąd to się wzięło, więc nie wiadomo czy wyzdrowieje?”
Byłem na siebie zły i sfrustrowany. Nie byłem w stanie normalnie się poruszać, trenować, ani pracować. Moja kreatywność spadła do zera i na nic nie miałem ochoty. Ten etap był tak cholernie ciężki, że gdyby nie wsparcie Adama i Marcina, mógłby być ze mną źle. Chłopaki podtrzymywali mnie na duchu i dodawali wiary, że wszystko będzie dobrze. Jestem im za to ogromnie wdzięczny.
Na tym etapie kontynuowałem wszystkie poprzednie praktyki oraz 1 lub 2 razy dziennie wykonywałem zestawy ćwiczeń rozpisane przez Adama.
Kwiecień był dla mnie bardzo wymagającym okresem, ponieważ skończyłem w nim 4 letni związek, zmieniłem miejsce zamieszkania, przebudowałem cały gabinet oraz przeprowadziłem pierwszą edycje Akademii Neurohackingu – wszystko to w stanie “półżywym”. W tej fazie straciłem apetyt i schudłem ponad 7 kilogramów mięśni…
Po tak intensywnym okresie wyjechałem na ponad 3 tygodnie w góry i odciąłem się od wszystkiego.
W tej fazie zacząłem stopniowo wracać do treningu z gumami, czyli aktywatorów neurologicznych – oczywiście z najcieńszą gumą, co i tak sprawiało mi nie lada problem. Nie dość, że byłem słaby fizycznie, to jeszcze bolał mnie cały czas bark i miałem nadal ograniczoną ruchomość.
Ten okres poświęciłem na kontynuacje pracy z podświadomością, codziennie spacery po górach w kamizelce obciążeniowej oraz stopniowo wracałem do yogi.
Organizm powoli zaczął wracać do równowagi po stresach ostatnich tygodni. Wrócił apetyt. Jadłem 4 posiłki dziennie, co pozwoliło mi odzyskać stracone 4 z 7 kilogramów.
W maju również włączyłem peptydy, takie jak BPC-157 oraz epitalon, w celu przyspieszenia regeneracji. Szerzej te i inne peptydy omówię w kolejnych artykułach.
W tym czasie odciąłem się niemal całkowicie od social mediów i ludzi. Usunąłem wszystkie komunikatory i aplikacje. Oddałem się autorefleksji, analizie swojego życia oraz cieszyłem się czasem w naturze pisząc NEUROHACKING.
Faza czwarta to kontynuacja codziennej terapii ruchowej, yogi, pracy z podświadomością, RLT, maty igłowej oraz fizjoterapii i akupunktury.
Ciało odzyskiwało sprawność, bark nadal pobolewał i nie było w nim pełnego zakresu ruchu, ale nie poddawałem się. W czerwcu wróciłem do ćwiczeń oddechowych oraz praktyki yogi kundalini.
Pod koniec miesiąca nastąpił duży przełom. A wszystko to za sprawną neurologa i ortopedy Pawła Gogola. Paweł wyciągnął ogromne ilości płynu z mojej kaletki oraz dostałem steryd przeciwzapalny. Tego dnia po raz pierwszy po prawie 5 miesiącach przestał boleć mnie bark.
Nadzieja wróciła. Teraz miałem odczekać 2-tygodnie, a następnie mieliśmy wstrzyknąć do mojego barku PRP z osoczem.
W czerwcu również udało mi się przeprowadzić warsztat “Wprowadzenie do świata neurohackingu”.
Na początku lipca pojawiłem się w gabinecie NeuroFizjo. Pod USG sprawdziliśmy stan mojego barku. Następnie pobrano mi 4 ogromne strzykawki krwi, aby zmieszać je z PRP. Dostałem znieczulenie w bark, a następnie PRP.
Lekarz ostrzegł mnie, że przez kolejne dni będzie bardzo bolał mnie bark, jednak co ciekawe – to się nie wydarzyło. Za 4 tygodnie miałem pojawić się na wizytę kontrolną. Stopniowo zacząłem wracać do treningu na siłowni.
Jeszcze w styczniu w Tajlandii pykałem sobie 100 kilogramową sztangę w serii na klatę, a teraz męczyłem się, żeby wycisnąć 2 kilogramowe różowe sztangielki. Była to dla mnie prawdzie próba charakteru.
Niestety ból barku wrócił. Dlatego zaprzestałem ćwiczeń na siłowni i wróciłem do porannego biegania.
W tym okresie kontynuowałem wszystkie poprzednie praktyki oraz rozpocząłem proces oczyszczania organizmu przed ceremonią ze świętymi roślinami. Moją intencją było wejście głęboko w siebie, żeby zrozumieć, co mi się stało i jak z tego mogę wyjść. Chciałem uniknąć nieświadomych błędów, które mógłby zatrzymać mnie w przeszłości.
Przez 4 tygodnie stosowałem dużo długich postów okresowych, jadłem 1 lub 2 posiłki dziennie, całkowicie odstawiłem przetworzone produkty, mięso, kawę i suplementy.
Przeszedłem również przez proces z cambo, który okazał się bardzo łagodny – myślę, że stało się tak ze względu na dobre oczyszczenie organizmu metodami biohackingowymi.
Co ciekawe, kilka dni później podczas drugiej ceremonii odezwał się bark. Fizycznie zaczął mnie strasznie boleć, podczas gdy mentalnie i emocjonalnie przechodziłem przez wszystkie emocje, z którymi konfrontowałem się przez ostatnie miesiące.
Lęk, złość, poczucie winy, utrata poczucia bezpieczeństwa, złamane serce, samotność, niepewność, niemoc, apatia, smutek, poczucie braku sensu, wycofanie społeczne – było to bardzo wymagające przeżycie, podczas którego zdałem sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach przeszedłem załamanie nerwowe – czego nie chciałem do siebie dopuścić. Na szczęście na koniec pojawiły się łzy i pogodziłem się w środku sam ze sobą i z całą sytuacją.
Kolejnego dnia stało się coś niesamowitego. Bark z każdym kolejnym dniem przestawał mnie boleć. Aż w końcu po 5 dniach ból całkowicie zniknął i nie ma go do chwili obecnej :))) I niech ktoś mi powie, że emocje nie mają wpływu na ciało fizyczne.
Pod koniec lipca wróciłem wreszcie na siłownie. W końcu poczułem swoje ciało, mogłem napinać mięśnie oraz doświadczyć jakże przyjemnego uczucia pompy. Obecnie w fazie 6, moja rutyna biohakerska wygląda następująco.
Poranek biohakera
Treningi siłowe
Treningi siłowe wykonuje 3-4 razy w tygodniu. Staram się powoli wracać do wcześniejszych ciężarów i odzyskać jeszcze 3-4 kilogramy mięśni. Jem 3-4 posiłki dziennie. 2 białko-tłuszcze, 2 białko-węgle.
Wieczorna rutyna
Ten okres mojego życia był niesamowicie wymagający. Jeszcze nigdy nie dźwignąłem na raz tyle bólu fizycznego, mentalnego i emocjonalnego. Straciłem poczucie bezpieczeństwa i nie wiedziałem, w jakim kierunku zmierza moje życie.
Była to prawdzie próba dla mnie. Pomimo tego nie straciłem jednak wiary. Pomimo dni, a nawet tygodni gdzie nie wiedziałem efektów tego co robię, robiłem to nadal. Upadłem kolejny raz, ale się podniosłem. Gdy nie pozostawało w tym okresie mi nic innego, jak leżenie – miałem dużo czasu na przemyślenie swojego życia i ułożenie go na nowo – na moich warunkach.
Nie możesz połączyć kropek patrząc do przodu; możesz je tylko połączyć patrząc wstecz. Musisz więc uwierzyć, że kropki w jakiś sposób się połączą w Twojej przyszłości. Musisz w coś wierzyć – w przeczucie, przeznaczenie, życie, karmę, cokolwiek. To podejście nigdy mnie nie zawiodło i uczyniło wielką różnicę w moim życiu.
– Steve Jobs
Jestem wdzięczny
Co by nie mówić, jestem wdzięczny za to doświadczenie, ponieważ wierze, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś. My jako ludzie nie jesteśmy w stanie spojrzeć w przyszłość i powiedzieć dlaczego, ponieważ nie znamy wyższego celu. Jesteśmy tylko malutkimi trybikami w wielkiej maszynie wszechświata (choć czasem naszemu ego wydaje się co innego).
Czasem nie zostaje nic innego, jak przestać się szarpać z rzeczywistością, odpuścić, zaakceptować, wybaczyć i ruszyć do przodu. Wszystko w życiu jest cykliczne i ma swoje miejsce. Pewne jest jedno – prędzej czy później każdy z nas się przewróci. Pytanie tylko czy się podniesie i będzie próbował dalej.
Kiedyś jeden z moich mentorów powiedział fajną rzecz, która zapadła mi w pamięć.
„Wiesz, jaka jest różnica pomiędzy amatorami i zawodowcami? Jedni i drudzy się przewracają, ale zawodowcy podnoszą się i idą dalej pomimo pozornych niepowodzeń”. Pamiętaj, że noc jest najciemniejsza tuż przed świtem.
Mam nadzieje, że ten artykuł wniesie coś pozytywnego do twojego życia. Być może podniesie Cię na duchu w trudnym momencie i przypomni Ci, żebyś nigdy się nie poddawał. Być może wyciągniesz z niego jakieś praktyki, które przyspiesza twój powrót do zdrowia. Lub być może unikniesz moich błędów.
Ciesze się! Bardzo się ciszę! Z każdym dniem odzyskuje siły i czuje powrót wewnętrznego ognia. W związku z tym, że lubię podnosić się z klasą, postanowiłem zrobić sobie challenge i w 8 tygodni przygotować się do wyścigu kolarskiego L’Eroica Gaiole in Chianti w Toskanii. Wyścig to 135 km asfaltowych i szutrowych tras na retro szosach z lat ’80. Co prawda nigdy w życiu nie jeździłem na szosie, ale wierze, że dam radę. Myślę, że ten wyścig to będzie pikuś z tym co przechodziłem przez ostatnie miesiące.
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdy wrócę z Toskanii, wprowadzam się do nowego, pięknego mieszkania, które zmaterializowałem kilka dni temu.
KW