W tym momencie podświadomość ujawniła mi, że dlatego zablokowała moją szyję i ruchomość ciała, aby nakierować mnie na właściwe tory. Zrobiła to po to, aby mnie zatrzymać, abym rozejrzał się dookoła.
Nie gdy będę pędził. Tylko faktycznie stanę w miejscu, a potem, abym skorygował kurs, tak aby mój świadomy umysł załapał, o co jej chodzi.
Niestety, jak to świadome umysły – są nieustannie zajęte wieloma ważnymi zadaniami. Praca, kariera, życie towarzyskie czy inne priorytetowe tematy, których oczekuje od nas otoczenie, no i my sami…
Gdy mój świadomy umysł był tym wszystkim zajęty, odrzucał łagodne komunikaty podświadomości. To trochę tak, jak gdybyś odrzucał połączenia telefoniczne od komornika. Próbujesz opóźnić nieuniknione, ale wiesz, że w końcu przyjdzie do Ciebie i Ci wszystko zabierze.
Uczę się swojej podświadomości od 8 lat i zdałem sobie sprawę, że znalazła ona właściwy sposób, abym wreszcie zrozumiał komunikat. Właśnie po to stworzyła mi takie doświadczenie.
Jak to mówi mój przyjaciel: „twardy zawodnik potrzebuje twardych lekcji”.
W moim przypadku, był to potworny ból oraz dosłowne, zabranie możliwości poruszania się.
Podświadomość komunikuje się z nami zupełnie inaczej niż umysł świadomy. Jednym ze sposobów są odczucia płynące z ciała.
Odczucia to wszelkiego rodzaju emocje, napięcie czy też ból.
Nieźle to sobie wykombinowałaś! – pomyślałem.
Ale wiedziałem, że trafiła na równego sobie przeciwnika, więc musiała wykazać się dużym sprytem.
Co chcesz mi przekazać? – zapytałem.
– Zajmij się mną! Zajmij się mną! Zajmij się mną!
– Jak to? Przecież robię to już 8 lat. Dbam cały czas o ciebie!
– NIE NIE NIE. Nie o to chodzi…
– Kurczę nie rozumiałem, o co jej chodzi. 8 lat już studiuje tematy związane z podświadomością, a 4 lata robię to zawodowo. Co dalej mam to robić?
Mówi się, że podświadomość ma 6 lat i porozumiewa się w takim też języku.
“Zajmij się mną! Zajmij się mną! Zajmij się mną!” – powtarzała
Ucz mnie! Ucz mnie! Ucz mnie! – usłyszałem.
Przecież uczę. Studiuje, chodzę na treningi i szkolenia oraz zgłębiam najnowszą wiedzę. O co chodzi?
Ucz innych! Ucz innych! – powtarzała
Mówię Ci już tyle lat, a ty dalej nie rozumiesz…
Ahhhhh…. Już wiem!!!!! W tym momencie mnie olśniło! Zapaliła się lampka, a puzzle się ułożyły.
Wszędzie wokół mnie podświadomość! Wałkuje ten temat ciągle w gabinecie podczas sesji indywidualnych, a w internecie cisza. Nic na ten temat nie mówię albo sporadycznie coś wrzucę.
Rzeczywiście, ma racje! Temat podświadomości mnie fascynuje, ale z jakiś niewiadomych powodów mało o niej mówię w internecie i social mediach…
W końcu załapałem…
Ale akcja. Czy ja zwariowałem?
Nie. Nie. Nie – wszystko jest dobrze Karol. Ucz innych o mnie. Tak! Tak! Tak!
W tym momencie szeroko otworzyłem oczy, wróciłem do gabinetu i pomyślałem „Ale ta podświadomość jest niesamowita!”
Kolejnego dnia rano, obudziłem się pierwszy raz od tygodni bez bólu pleców.
Wstałem i nie mogłem się nadziwić. Przypomniałem sobie, jakie to uczucie funkcjonować bez bólu.
Czułem się fantastycznie!
Wiedziałem, że w takim stanie, mogę rozpocząć rehabilitację ruchową – to mi wystarczyło, mieć możliwość ponownie ruszać się bez bólu.
Nie musisz dziękować. Baw się dobrze! – usłyszałem.
Swoją drogą to niesamowita historia, którą mógłbym rozpocząć książkę o podświadomości…
Zadowolony w ciągu kolejnych dni rozpocząłem pracę z terapeutą ruchowym.
Adam polecił mi zrobienie rezonansu i tomografu komputerowej odcinka szyjnego, aby sprawdzić, czy nie mam żadnych urazów fizycznych.
Tak też zrobiłem. Wybrałem się na rezonans, zrobiłem badanie i wróciłem zadowolony do domu.
Wyniki miały być po 2 dniach.
Położyłem się do łóżka z nadzieją, że zaraz zasnę, ale nagle poczułem jak zaczyna mnie boleć lewy bark i z każdą kolejną minutą boli jeszcze bardziej. Zasnąłem na chwile, ale gdy się obudziłem, miałem łzy w oczach. „AAAAAAA kurw****, jeju ale boli…”
Bark bolał mnie tak bardzo, że przez pół nocy wyłem z bólu…
Rano wstałem skołowany, dalej nie wiedziałem co się ze mną dzieje.
W międzyczasie wróciłem również do fizjoterapii u mojego przyjaciela Marcina. Masaż tkanek głębokich, powięzi, akupunktura. Do tego codzienna terapia i rozciąganie z terapeutą ruchowym. Unoszenie lewej ręki do góry było dla mnie prawdziwym wyzwaniem…
Po kilku dniach otrzymałem wyniki rezonansu.
W dniu otrzymania wyników zadzwonił do mnie lekarz i powiedział “Kiedy pan miał wypadek? Powinniśmy na kilka tygodni wsadzić pana w kołnierz, bo to nie wygląda zbyt ciekawie…”
Odpowiedziałem, że to stało mi się kilka tygodni temu. Nie maiłem wypadku, ani urazu fizycznego. Jestem w procesie rehabilitacji i teraz jest “dobrze” w porównaniu z tym co było kilka tygodni temu.
Następnie lekarz zalecił mi wykonanie tomografii komputerowej.
Stety lub niestety, na tomografii komputerowej okazało się, że wszystko jest w porządku. Dalej nikt nie wiedział, co mi jest.
Mijały kolejne marcowe dni, a ja kontynuowałem proces rehabilitacji. Po 3 tygodniach pojawiała się coraz większa frustracja, bo nie robiłem postępów. Bark nadal bolał, a do tego zaczęło odzywać się lewe kolano…
Następnie udałem się na USG barku.
Pani, która robiła mi USG barku, powiedziała “ma pan bardzo dużo płynu w kaletce, musiało Pana bardzo boleć…”
Domyśl się, jaka była moja reakcja.
Zaśmiałem się… 🙂
Bywały dni, że byłem już na granicy i chciałem się poddać.
Mój dzień wyglądał następująco.
Od razu po przebudzeniu kładłem się na 60 minut na macie igłowej. Musiałem to robić, bo całą noc mogłem spędzać tylko w 2 pozycjach i ciągle się przy tym wybudzałem. Moje ciało było sztywne i bolące.
Następnie po macie igłowej, stosowałem terapie światłem podczerwonym i czerwonym, oraz wykonywałem ćwiczenia od Adama – zajmowało mi to kolejne 45 minut.
Potem kładłem się znowu na kolcach i stosowałem hipnozę w celu przyspieszenia procesu regeneracji i uaktywnieniu sił wewnętrznego uzdrowiciela. Wewnętrzny uzdrowiciel to program w naszej podświadomości, którego celem jest przywrócenie homeostazy organizmu. Każdy z nas go posiada, jednak w wyniku stresu fizycznego, psychicznego lub mentalnego jego praca zostaje zaburzona, a organizm wchodzi w stan CRASHU – o tym opowiem Ci w nowej książce z serii NEUROHACKING.
Potrzebowałem ponad 2 godzin, żeby w ogóle móc się poruszać. Potem brałem psa na spacer i spacerowałem przez kolejne 30 minut.
I tak upływały mi kolejne tygodnie… Robiłem to wszystko konsekwentnie, dzień po dniu, wierząc, że będzie lepiej.
Nie miałem apetytu. Strasznie schudłem – ponad 7 kilogramów i wyglądałem na naprawdę chorego. Mój podopieczny, który przyjechał do mnie zobaczyć co u mnie, gdy mnie zobaczył powiedział „O stary, wyglądasz jakbyś spadł z 11 piętra i to na szkło…”
Szczerze mówiąc, to w tym czasie byłem bardzo zmęczony fizycznie i psychicznie tą całą sytuacją. Zawiesiłem wszystkie dodatkowe projekty, prace ograniczyłem tylko do sesji indywidualnych z osobami, z którymi pracuje w długofalowych programach opieki mentorskiej i starałem się po prostu wyzdrowieć. Dla kogoś kto lubi, jak się dużo dzieje i kocha wyzwania, było to dość… trudne 🙂
Jednak pomimo tych wszystkich trudności, starałem się nie tracić wiary i zachować siłę ducha. Ok może i fizycznie byłem mocno ograniczony, ale dzięki tej całej sytuacji pojawiło mi się dużo wolnego czasu, gdzie mogłem oddać się refleksji i kontemplacji swojego życia.
„Jak chce żyć?”, „Jaką masz wizje na swoje życie?”, „Co dalej?” – zadawałem sobie te i inne pytania. I w pewnej chwili doszło do mnie, że nie chce żyć w taki sposób.
Zdałem sobie sprawę, że zboczyłem ze swojego kursu. Jeszcze 2 lata temu, to co robiłem sprawiało mi ogromną frajdę i dobrze się przy tym bawiłem. A ostatnio zbyt wziąłem do siebie „rady” i „wskazówki” innych osób i zapomniałem o tym, co mi sprawiało radość i dawało poczucie szczęścia.
Nagle doznałem momentu olśnienia. „Kurwa mać! Najwyższy czas na zmianę. Wracaj do dobre tory!” – pomyślałem.
Usiadłem i stworzyłem sobie nową wizję na siebie i swoje życie. Jednym z moich życiowych celów, jest wieść wyjątkowe życie. W każdym jego obszarze. Wierze, że można mieć wspaniały związek pełny miłości, robić karierę i osiągać sukcesy zawodowe, mieć głębokie i wartościowe relacje, służyć i pomagać innym ludziom, mieć zdrowe i sprawne ciało oraz cieszyć się hobby czy pasjami.
Osoby, które mnie dobrze znają, wiedza, że u mnie od pomysłu do jego wprowadzenia mijają maksymalnie 3 sekundy, a więc wziąłem się do działania i zacząłem konfrontować się z rzeczywistością, która mnie ostatnio przytłoczyła… czy nawet próbowała zmiażdżyć…
Nie ma szans. Nie dam się! Przeszedłem już tak długą drogę, upadłem wiele razy i za każdym razem się podniosłem, a więc teraz też się podniosę i wrócę silniejszy – fizycznie, mentalnie, emocjonalnie i duchowo.
Od pewnego czasu rzeczywistość dawała mi do zrozumienia, że moją rolą jest bycie terapeutą. No ale tak to jest, że czasem nie chcemy przyjąć prezentów od wszechświata i stawiamy im opór. Tak też było ze mną.
Jednak ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkim procesem (nadal są, gdy pisze ten tekst i wiem, że jeszcze kilka tygodni przede mną, zanim zamknę w pełni ten rozdział w swoim życiu. Ale stwierdziłem, że pokornie poddaje się temu wszystkiemu, co do mnie przychodzi, nie stawiam oporu, przyjmuje niezależnie od tego, jakie są to doświadczenia i ufam jakiejś wyższej sile, inteligencji, energii, bogowi (nazwij to jak chcesz), że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu i te doświadczenia są mi potrzebne teraz, abym może w przyszłości mógł pomagać innym przechodzić przez ich mroczne miejsca…
Gdy podjąłem działanie, wszechświat zaczął podsyłać kolejne niespodzianki…
Jedną z kluczowych decyzji podjętych w tamtym okresie, było zakończenie 4 letniego związku.
Przyznam szczerze, że dotknęło mnie to bardziej, niż myślałem na świadomym poziomie.
W okresie kończenia relacji rozmawiałem o tym z terapeutą, psychologiem, a nawet duchowymi guru czy „świętymi roślinami”.
Te ostatnie uświadomiły mi, że moje serce pękło na kawałki. Przeszedłem przez lęk, strach, utratę poczucia bezpieczeństwa, odrzucenie, porzucenie, czułem się tak bardzo samotny, jak nigdy w życiu – był to bardzo wymagający proces. Pojawiły się łzy. Pozwoliłem sobie na przepłakanie i uwolnienie się od tamtych emocji. A potem… powitałem akceptacje i odpuszczenie.
Po tym ciało zaczęło odzyskiwać sprawność, bark nadal pobolewał i nie było w nim pełnego zakresu ruchu, ale nie poddawałem się. W czerwcu wróciłem do ćwiczeń oddechowych oraz praktyki yogi kundalini.
Pod koniec miesiąca nastąpił duży przełom. A wszystko to za sprawną neurologa i ortopedy Pawła Gogola. Paweł wyciągnął ogromne ilości płynu z mojej kaletki oraz dostałem steryd przeciwzapalny. Tego dnia po raz pierwszy po prawie 5 miesiącach przestał boleć mnie bark.
Nadzieja wróciła. Teraz miałem odczekać 2-tygodnie, a następnie mieliśmy wstrzyknąć do mojego barku PRP z osoczem.
Każda sytuacja ma dwie strony
To wszystko, co działo się wtedy w moim życiu, nie powstrzymało mnie przed robieniem, tego co kocham. W tym czasie skończyłem pisać swoją 3 książkę NEUROHACKING, która będzie mieć ponad 400 stron! 🙂
Uruchomiłem cykl warsztatów „Wprowadzenie do świata Neurohackingu” oraz „Akademia Neurohackingu”, podczas których uczę, jak wykorzystać najnowsze odkrycia neurobiologii, nowoczesnej psychologii oraz biohackingu do przeprogramowania podświadomości.
Wprowadziłem też bardzo dużo innowacji w pracy z moimi podopiecznymi, które spodobałby się im bardziej niż myślałem.
Obecnie jestem już na końcu procesu terapeutycznego i od sierpnia wracam do was w nowej odsłonie, z nowymi materiałami i jak zawsze, z zajebistymi atrakcjami!
W kolejnym poście opisze swój cały proces rehabilitacji i co konkretnie robiłem na danym etapie, żeby dźwignąć się z ziemi 🙂
Ściskam mocno!
KW
4 komentarze
Mialam tak samo, po smierci rodzicow moja podswiadmosc przemawiala do mnie bardzo wyrazistymi obrazami bo nie sluchalam sygnalow ciala ani rozsadku. Teraz samo-regulacja, odpuszczenie i humor to moje glowne narzedzia. A oprocz tego ide do przodu jak nie umialam od 5 lat i jestem dumna z mojej figury modelki 🙂 (60kg, 173cm, 40 lat, Mama 2 synow – ale czad!
MEGA!!!! Brawo!!! O to chodzi!!! 🙂